Stolica Kostaryki to punkt, któremu warto poświęcić chwilę uwagi.
To, co dla niektórych mieszkańców nowoczesnych i wycacanych, europejskich miast może wydawać się na początku chaotyczną mieszaniną styli miejscami wpadającą w niechlujność, mnie osobiście od razu przypadło do gustu. Rytm tego miejsca, jego położenie, charakterystyczne obiekty jakby żywcem przeniesione z innych części świata, a przede wszystkim nastawienie do życia sympatycznych Josefinos, w moim odczuciu tworzą niepowtarzalny klimat.
Żeby w pełni zrozumieć czym jest to miejsce, koniecznie trzeba zerknąć w jego historię. W połowie XIX wieku San Jose ze skromnej i spokojnej miejscowości przeistoczyło się w prawdziwe, tętniące życiem miasto. Ambitni i ciągle bogacący się na eksporcie kawy mieszkańcy dbali o to, żeby wszystko było tu najlepsze, najnowocześniejsze i mogło aspirować do miana europejskiego. W parze z tym szły oczywiście rozwój kulturalno-rozrywkowy, światowe obycie, nienaganne maniery oraz architektura budynków i wygląd miasta. Na przełomie XIX i XX wieku San Jose znacząco wyróżniało się na tle innych miast Ameryki Środkowej. Było jednym z pierwszych miast z publicznymi telefonami, obowiązkowym szkolnictwem. Pierwszym, które pozwoliło uczęszczać kobietom do szkół średnich i trzecim na świecie, w którym pojawiło się elektryczne oświetlenie.
Niestety zaparzenie w Europę, które zapewniało ciągły rozwój i doprowadziło do tych wszystkich wspaniałości, w połowie XX wieku ustąpiło miejsca fascynacji Ameryką Północną. Ponad milionowa populacja, borykająca się z problemami życia w zatłoczonej stolicy, zaczęła stawiać na prostotę i wygodę. W latach 70-tych doszło do tego, że wiele pięknych i bogato zdobionych budynków zostało zburzonych. W ich miejscu pojawiły się nowe węzły komunikacyjne albo surowe i brzydkie - ale praktyczniejsze - budynki.
Nie płaczmy jednak nad rozlanym mlekiem. Na szczęście zachowało się równie dużo miejsc, w których odnajdziemy prawdziwą esencję dawnego ducha San Jose, a i niektóre z tych nowych też potrafią oczarować swym urokiem. Szczególnie warte uwagi są Budynek Teatru Narodowego, Muzeum Narodowe i Muzeum Złota. Można by wymieniać dalej, jednak dla mnie największą atrakcją było samo obcowanie z tym miastem i jego mieszkańcami. Bardzo lubię przysiąść w jakiejś kawiarni, parku lub restauracji z otwartym widokiem i obserwować. Przyglądać się otoczeniu i ludziom. Porównywać to, co „tam” dostrzegam z tym, do czego jesteśmy przyzwyczajeni „tu”. Spróbuj tego kiedyś. Może też Ci się spodoba.