Kanchanaburi nie jest miejscem, gdzie zachwycą nas zabytki i antyczne świątynie, jednak warto wpisać je w plan swojej wyprawy do Tajlandii. Ta położona przy granicy z Birmą prowincja zdominowana jest przez górzyste i porośnięte tropikalną dżunglą dzikie tereny. Liczne parki narodowe oferują prawdziwą gratkę dla miłośników soczystej zieleni i błękitnych, kaskadowych wodospadów, z których najbardziej znane to Erawan i Huai Mae Kamin. Po dniu wypełnionym przygodami na łonie natury najlepiej odpocząć w podobnym klimacie. Pokoje hotelowe usytuowane na drewnianych tratwach zakotwiczonych jedna do drugiej na rzece Kwai, zapewnią nam niezapomniane doznania. Dzikie odgłosy dobiegające z dżungli, szum wody i delikatne kołysanie nurtu rzeki, pozwolą nam na jedną noc zapomnieć o cywilizacji i takich jej wynalazkach, jak na przykład elektryczność. 

Kanchanaburi nieodmiennie kojarzy się ze słynnym „Mostem na rzece Kwai” i trudną, bolesną historią II Wojny Światowej. W trakcie wojny małe Kanchanaburi cieszyło się ponurą sławą – to właśnie tu przebywali jeńcy wojenni sił alianckich, zmuszani do niewolniczej pracy przez wojska japońskie. Więźniów wykorzystywano do stworzenia mierzącej 415 kilometrów kolei Tajsko-Birmańskiej – jednak praca ponad ludzkie siły w tropikalnym klimacie doprowadziła do śmierci ponad 16 tysięcy z nich. Najtrudniejszym miejscem na trasie kolei była tzw. Hellfire Pass, czyli „Przełęcz Piekielnego Ognia”, gdzie jeńcy przekuwali się przez litą skałę. Dziś pamiątki II Wojny Światowej to największe i najważniejsze atrakcje Kanchanaburi. Wejście na fragment oryginalnego mostu na rzece Kwai - „Mostu Śmierci”, chwila zadumy na jednym z dwóch cmentarzy wojennych oraz odwiedziny w nowoczesnym i wzbudzającym falę emocji Centrum Kolei Tajsko-Birmańskiej pozwolą nam zapoznać się z mniej znaną częścią historii II Wojny Światowej.