Niewielkie, gęsto zalesione, poprzecinane pastwiskami wzgórze, nie różniące się niczym szczególnym od pozostałych elementów krajobrazu w okolicy miejscowości La Fortuna. Tak przez kilkaset lat można było opisywać to miejsce, aż do początku lipca 1968 roku. Kolejna zwykła noc nie zapowiadała mieszkańcom niczego wyjątkowego. Początek dnia przyniósł jednak ze sobą pierwsze wstrząsy sejsmiczne. Ziemia zadrżała złowrogo kilka razy pod stopami, temeratura wody w strumieniach podniosła się gwałtownie, a dżungla zaczęła dziwnie parować. Podobne zjawiska można było obserwować jeszcze przez wiele dni, dopóki 29 lipca nie rozpętało się prawdziwe piekło.
Erupcja wulkanu wyrzucała z wnętrza Ziemi fontannę rozgrzanych do czerwoności głazów, pędzących gazów zmieszanych z pyłem i wypływającą lawą. Katastrowa w ciągu kilku dni zabrała ze sobą blisko 90 ofiar śmiertelnych, doszczętnie zrujnowała obszar o powierzchni 5km kwadratowych i doprowadziła do śmierci tysięcy sztuk bydła. Od tamtej pory wulkan w dalszym ciągu pozostaje aktywny, a opisany na samym początku krajobraz zmienił się nie do poznania. Na tle rozległych, porośniętych bujną zielenią równin, góruje teraz olbrzymi stożek o wysokości 1633 m.n.p.m. Jest to zarazem najmłodszy oraz najbardziej aktywny wulkan Kostaryki. Po jego zboczach nadal wypływa lawa o temperaturze ponad 900 stopni celcjusza, a z krateru wydobywa się materiał piroklastyczny. Niestety w dalszym ciągu dochodzi do tragicznych wypadków, w których jakiś śmiałek traci życie, lekceważąc potęgę sił natury. Dlatego zdecydowanie odradza się wspinaczkę na jego szczyt. Ryzyko jest zbyt duże, a widok z bezpiecznej odległości - wystarczająco imponujący.